BOHATERÓW z czasów II wojny światowej mamy wielu.

BOHATERÓW z czasów II wojny światowej mamy wielu.

160. wymienionych na POMNIKU OFIAR OKUPACJI NIEMIECKIEJ I SOWIECKIEJ Z TUCHOWA I GMINY W LATACH 1939-1945, wśród nich jest KAPITAN WŁADYSŁAW DRELICHARZ – LEGENDA POLSKICH WOJSK PANCERNYCH.

Władysław Drelicharz urodził się 16 września 1913 roku w Tuchowie. Jego ojciec pracował na kolei. W wieku 5 lat stracił matkę. Chłopca przez pewien czas wychowywali dziadkowie. Po ponownym ślubie ojca zamieszkał z nim, przybraną matką i przyrodnim rodzeństwem. Po nauce w szkole powszechnej w 1933 roku ukończył II Gimnazjum im. Hetmana Jana Tarnowskiego w Tarnowie. Choć uczniem był przeciętnym, dał się poznać jako młodzieniec o niespożytej wręcz energii, z zamiłowaniem do sportu i historii. Należał także do Związku Strzeleckiego. Po maturze Władysław zrealizował swoje młodzieńcze marzenie o służbie wojskowej. W 1936 roku ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowi-Komorowie i w stopniu podporucznika dostał przydział do 51. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w Brzeżanach w województwie tarnopolskim. Tam też poznał swoja przyszłą żonę Aleksandrę Weiss de Weissenfeld. Przed wojną w 1938 roku należał m.in. do grupy wypadowej „Stryj”, biorąc udział jako dowódca oddziału dywersyjnego w akcjach sabotażowych na Rusi Zakarpackiej w ramach operacji „Łom”. Wyróżnił się tam, gdy jego oddział 18 listopada zlikwidował czechosłowacką placówkę wartowniczą na moście na szosie Wereczki Niżne-Wołowiec, a następnie utrzymał zdobycz przed przeważającymi siłami przeciwnika do czasu jego zaminowania. W trakcie działań został ranny. Leczenie i rekonwalescencję przechodził w szpitalu we Lwowie. Na wojnę wyruszył jako dowódca 5. Kompanii Strzeleckiej swojego rodzimego pułku. Tuż przed wymarszem na front poślubił swoją sympatię. W 1940 roku przyszła na świat córka Aleksandra, której niestety nigdy nie dane było mu zobaczyć. 51. Pułk Piechoty wchodził w skład 12. Dywizji Piechoty należącej do Armii Prusy. W rejonie koncentracji dywizji w Skarżysku-Kamiennej toczyły się trwające do 9 września krwawe walki, które w ostateczności doprowadziły do rozbicia dywizji. Dowódca, generał brygady Gustaw Paszkiewicz zarządził podzielenie oddziałów na kilkunastoosobowe grupki i przedzieranie się za Wisłę. Podporucznik Drelicharz na czele jednej z takich grup przebył Wisłę, gdzie następnie dołączył do zreorganizowanej jednostki, aby po wycofaniu się do Kowla wziąć udział w organizacji jego obrony. Po agresji Armii Czerwonej z grupką żołnierzy próbował przekraść się przez linie sowieckie w kierunku południowej granicy Rzeczypospolitej. Niestety, umundurowani i uzbrojeni ludzie zbyt rzucali się w oczy. Nie chcąc dostać się do niewoli podporucznik Drelicharz i jego towarzysze zdobyli cywilne ubrania, ukryli broń i każdy na własną rękę ruszył w rodzinne strony. Drelicharz dotarł w okolice Brzeżan. 4 listopada podjął nieudaną próbę przekroczenia granicy. Wrócił do miasteczka, gdzie niespodziewanie następnego dnia wieczorem został zatrzymany przez NKWD. Korzystając z ciemności i ulewnego deszczu rzucił się do ucieczki, która na szczęście zakończyła się powodzeniem. 7 grudnia 1939 roku podporucznik Władysław Drelicharz tym razem już bez przeszkód przekroczył granicę z Węgrami z zamiarem dostania się do Wojska Polskiego we Francji. Sześć dni później przybył do Budapesztu, skąd skierowano go do obozu dla internowanych w Visegrad. Węgry opuścił wiosną 1940 roku i 21 maja zameldował się w stacji zbornej w Bejrucie. Przydzielono go do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, gdzie pełnił różne funkcje do czasu przeszkolenia na „carriersach” czyli słynnych wielozadaniowych, gąsienicowych transporterach opancerzonych Uniwersal Carrier.W Święto Niepodległości 11 listopada 1940 roku Drelicharz został awansowany do stopnia porucznika. Po kolejnych reorganizacjach w Brygadzie Karpackiej objął dowodzenie nad plutonem Carrierów kompanii dowodzenia w 1. Batalionie Strzelców Karpackich. W 1941 roku w szeregach Karpatczyków brał udział w obronie Tobruku, gdzie dał się poznać jako znakomity „zagończyk”, prowadząc nocne wypady za linie wroga, biorąc jeńców i psując krwi Niemcom i Włochom. W czasie jednej z takich eskapad 21 listopada 1941 roku Drelicharz został ranny odłamkiem granatu rzuconego przez włoskiego żołnierza. Jego podwładni chcieli roznieść nieszczęsnego Włocha na strzępy, ale porucznik im tego zakazał. Był to jedyny jeniec włoski, jakiego wzięto podczas tego patrolu. Porucznik Drelicharz został ewakuowany do szpitala w Aleksandrii. 28 listopada nadano mu po raz pierwszy Krzyż Walecznych. Po powrocie na front został ponownie ranny w trakcie jednego z wypadów pod Gazalą. W raz z utworzeniem 2. Korpusu Polskiego porucznik Władysław Drelicharz został mianowany dowódcą 2. Szwadronu Pułku 4. Pancernego. Na swoim czołgu nakazał wówczas namalować symbol skorpiona, które tak licznie towarzyszyły polskim żołnierzom na egipskiej pustyni. Symbol ten przyjął się na wszystkich czołgach szwadronu porucznika Drelicharza, a z czasem stał się symbolem całego pułku. Podczas bitwy o Monte Cassino Shermany 2. Szwadronu kapitana Drelicharza forsowały zaminowaną „Gardziel” nacierając na Mass Albanetę. 17 maja, kiedy otrzymał rozkaz wycofania swojego wyczerpanego szwadronu i zrobienia miejsca innemu, Drelicharz poprosił dowództwo 2. Brygady Czołgów o zgodę na kontynuowanie natarcia. Rozpoczęte następnego dnia kolejne uderzenie zakończyło się pełnym sukcesem. Za postawę w trakcie walk o Monte Cassino kapitan Władysław Drelicharz został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego „Virtuti Militari” klasy V. Tuż po zwycięskiej bitwie zastępca dowódcy Pułku 4. Pancernego kapitan Władysław Iwanowski zarządził odprawę. Podczas niej na polskie stanowisko dowodzenia padły nieprzyjacielskie pociski artyleryjski. Wśród kadry dowódczej byli zabici i ranni – wśród tych ostatnich kapitan Drelicharz. Na leczenie skierowano go szpitala wojennego w Venafro. Po rekonwalescencji kapitan Drelicharz walczył w szeregach swojego pułku w kampanii adriatyckiej, biorąc m.in. udział w bitwie o Ankonę, za którą otrzymał kolejny Krzyż Walecznych. W sierpniu brał udział w zmaganiach nad rzekami Cesano i Metauro. Za dowodzenie podczas tych walk został odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Wojennego „Virtuti Militari” klasy IV. 21 listopada 1944 roku kapitan Władysław Drelicharz stoczył swoją ostatnią walkę – atak wraz oddziałami 3. Dywizji Strzelców Karpackich na Monte Fortino w Apeninach Emiliańskich. Rejonu tego bronił niemiecki 2. Batalion 9. Pułku Grenadierów Pancernych z 26. Dywizji Pancernej. Drelicharz o swoim zadaniu myślał niechętnie. Teren był niezbyt sprzyjający natarciu czołgów. Mogły się one poruszać tylko jeden za drugim, jedyną wąską drogą biegnącą grzbietem wzgórz, doskonale widoczne z każdej strony i wystawione na nieprzyjacielski ostrzał. Z taktycznego punktu widzenia atak w takich warunkach był wręcz samobójstwem. Kapral Antoni Klakus, kierowca Shermana kapitana Drelicharza o nazwie własnej „Pigmej”, tak wspominał ostatnie chwile życia swojego dowódcy: „Kapitan, jak zwykle „odważniak”, miał często swoje własne plany – nieraz nawet zbyt ryzykowne – toteż dziś postanowił dowodzić od przodu; uważał widocznie, ze z takiej pozycji będzie mógł skuteczniej nie tylko dowodzić, ale i kontrolować całą akcję swoich „Skorpionów”. (…)Na wzgórzu tym położenie naszych czołgów było niezwykle niepomyślne – żadnej naturalnej czy sztucznej osłony, toteż dla Niemców byliśmy łatwym obiektem do zniszczenia i z doliny mogli oni swobodnie obserwować każde nasze poruszenie. Posuwając się powoli i ostrożnie dalej na wschód, w pewnym momencie czoło kolumny musiało się zatrzymać na skutek ostrzeliwania pozycji nieprzyjaciela przez nasze S. P. (działa samobieżne M10) wysunięte do przodu. Nagle usłyszałem uderzenie w dolną część czołgu. Mógł to być kamień lub odłamek artyleryjski albo nawet pocisk p.panc (…). Nie traktując tego zbyt poważnie, jednak czujnie wypatruję jakiegoś błysku z doliny w lewo-skos, bo tylko z tej strony mogliśmy oberwać. Po krótkim momencie usłyszałem drugi, więcej metaliczny i silniejszy trzask, identycznie podobny do pierwszego, tym razem w górną część czołgu (był to pierwszy pocisk, który trafił w otwarte włazy, kpt. Drelicharz zapewne został ranny odłamkami), po czym słowa Kapitana do reszty załóg: „Już oberwałem, ale nic mi nie jest, trzymajcie się!” Były to ostatnie słowa kpt. Drelicharza, jakie usłyszałem osobiście, a prawdopodobnie ostatnie w jego życiu.”W „Pigmeja” trafił wtedy kolejny pocisk przeciwpancerny i Sherman kapitana Drelicharza zajął się ogniem. Kierowca kapral Klakus i przedni strzelec kapral podchorąży Linke zdołali się ewakuować włazem przedniego strzelca z płonącego czołgu, narażając się przy tym na ostrzał z niemieckiej broni maszynowej, który Niemcy otworzyli do uciekających ze śmiertelnej pułapki polskich pancerniaków. Kapitan Drelicharz oraz porucznik Antoni Piłatowicz, kapral podchorąży Stanisław Korpyś, starsi pancerniacy Józef Ozga i Stanisław Ogórkiewicz spłonęli. „Pigmej” został zniszczony prawdopodobnie pociskiem 88 mm z niemieckiego działa samobieżnego, choć istnieje też wersja, że feralny pocisk pochodził z pancerzownicy Panzerschrek grenadierów pancernych. Pogrzeb kapitana Władysława Drelicharza i jego podkomendnych odbył się 23 listopada 1944 roku w Dovadoli. W uroczystości wziął udział dowódca 2. Korpusu Polskiego generał Władysław Anders, który przemówił nad grobem zmarłego: „Poległ na polu walki. Poległ w czołgu, śmiercią żołnierza pancernego. Poległ bez lęku, jako bohater 2. Korpusu”. Prochy Władysława Drelicharza przeniesiono później później na polski cmentarz w Bolonii.

https://www.facebook.com/page/888567414511810/search/?q=drelicharz